piątek, 19 kwietnia, 2024

Jan Goldman, łącznik z Pragi, nie żyje

W niedzielę 8 listopada zmarł Jan Goldman, pseudonim „Gordon”, żołnierz 35. praskiej kompani AK, warszawski Powstaniec. Pogrzeb odbędzie się w najbliższy czwartek o godz. 8.40 w drewnianym kościele na cmentarzu Bródnowskim.

Jan Goldman urodził się w 1923 roku. W czasie Powstania Warszawskiego był łącznikiem. Do końca aktywnie zaangażowany w działania, których celem było zachowanie pamięci o wydarzeniach z 1944 roku na Pradze.

Poniżej publikujemy część wspomnień z okresu Powstania Warszawskiego, którymi Jan Goldman podzielił się z pracownikami Muzeum Powstania Warszawskiego:

I idąc na to Stare Miasto, na Targowej ulicy, zdaje się, wstąpiłem do szewca, kazałem sobie przybić gwoździa na zelówki, bo przed wojną to się na to zwracało uwagę, żeby się upodobnić do żołnierza, żeby mieć tak jak żołnierze buty. To ta szewcowa, jeszcze pamiętam, jak mnie pobłogosławiła, ani grosza nie chciała, bo już wiedziała, co to jest. Kiedy skręcałem w Zygmuntowską na Most Kierbedzia, a dzisiejszy Śląsko-Dąbrowski, to już szli z powrotem Powstańcy, żeby się cofnąć, bo już Niemcy przez most nie przepuszczają. […] Więc udałem się w kierunku ulicy Stalowej i tam spotkałem jeszcze innych moich kolegów i zaprowadziłem ich do siebie, do moich rodziców, do mojego mieszkania. Wtedy też przyszedł mój brat Wacuś, też się tam zjawił. Nie wiedziałem, że on był w organizacji, on nie wiedział o mnie, ja nie wiedziałem o nim. W każdym razie się wybierał na Powstanie i przyszedł się pożegnać z ojcem i z matką. Matka, oczywiście, w spazmach, ojciec: „Gdzie ty będziesz szedł? Co ty?”. A ja, że już nigdzie nie musi chodzić, bo już Niemcy nie puszczają, bo wiem. W związku z czym w domu przy ulicy Szwedzkiej dostałem zadanie, żeby wejść na dach i obserwować, czy nie lecą bomby, żeby dom się nie zapalił i tak dalej, i patrzyć się, bo tam był widok na ulicę Radzymińską, czy nadciągają ruskie czołgi.

Od kogo pan dostał takie zadanie?

Już teraz nawet nie potrafię tego sobie przypomnieć. W każdym razie tam miałem nie tylko tę jedną sprawę, bo na przykład brałem udział w przekopaniu ulicy Stalowej. Piwnice były przekopane, jak jest cała ulica Stalowa długa, to były ściany poprzebijane i tymi piwnicami musiał przejść aż do ulicy Inżynierskiej. Na ulicy Inżynierskiej był wykopany olbrzymi okop, gdzie cały człowiek na stojąco mógł przyjść i go kule nie sięgnęły. Ja to przebijałem, ja to przekopywałem, ja to robiłem wszystko. I był nawet jeszcze zabawny, charakterystyczny moment, jak na ulicy Stalowej, gdzie mieściła się fabryka czekolady, marmolady, coś takiego, to tam były beki syropu. Ale to były takie wielkie beczki, że człowiek się schował w tej beczce. Zobaczyłem taki obrazek, jak kobiety całymi wiadrami, rondlami i tak dalej, te syropy zabierały. To wszystkie się po obmazywały tym i tak dalej, a któraś babka (to był bardzo śmieszny moment) tak się przechyliła, że wpadła w te beki i ją za nogę wyciągnęli. To i włosy tak fajnie w tym syropie były zastygłe.

Źródło: http://ahm.1944.pl/Jan_Goldman/

Fot. Sebastian Morgala

Redakcja
Redakcja
Przegląd Praski. Prawy brzeg informacji

Najnowsze informacje

Podobne wiadomości