piątek, 19 kwietnia, 2024

Wilgi i orliki nad Pragą

Na spotkaniach rodzinnych babcia mojej żony zawsze wspominała dawne, podobno lepsze czasy. – Moi kochani – mówiła – takiego chleba jak ten od braci Frydrychewiczów z piekarni na Korsaka teraz nie uświadczysz. Brałam trzyfuntowy bochen pokryty spękaną skórką i pachnący kminkiem. Dwie duże pajdy smarowałam smalcem z drobno posiekaną cebulką i skwarkami. Takie śniadanie wraz z butelką mlecznej kawy dawałam codziennie staremu, gdy szedł do roboty. A był ważnym kolejarzem. Pracował na nastawni niedaleko naszego domu na Siedleckiej – informowała babcia.

Sięgam do źródeł. O piekarni przy ul. Tadeusza Korsaka (nazwa istnieje od 1921 r.) wspominają m.in. Pani Dorota Wilkiewicz w swej znakomitej pracy o „Ulicach i uliczkach naszej Pragi”. Wspomina Pan Jarosław Zieliński w „Atlasie dawnej architektury ulic i placów Warszawy”. Informuje, że posesja narożna przy ul. Ząbkowskiej oraz środkowa część pierzei parzystej należały do zamożnej rodziny piekarskiej Frydrychewiczów, właścicieli licznych obszarów ziemi i kamienic na Pradze.

Nie znam niestety całej historii wspaniałej, licznej i bogatej rodziny. Być może od zarania swych dziejów byli związani z piekarnictwem, handlem wyrobami mącznymi. Nie wiem, kiedy założyli rodzinę na Pradze. Ale mam informacje z pierwszej ręki. Około 20 lat temu odwiedziłem córkę Pana Adama Frydrychewicza (1875–1967), sędziego z zawodu i syna piekarzy z ul. Korsaka.

Skąd się wzięło niezwykłe bogactwo Frydrychewiczów? Niewątpliwie z ciężkiej pracy i umiejętności handlowych. Przykładem dobrze mi znanym może być historia państwa Rabęckich, właścicieli mojej kamienicy. Zaczynali od handlu mąką w sklepiku przy ul. Środkowej. Po 10 latach działalności mogli kupować działki na terenie Nowej Pragi. Mój dom został dzięki nim zbudowany od podstaw, podobnie jak domy przy Stalowej, ponad sto lat temu. Rejon Starej Pragi można by nazwać zagłębiem mącznym. Na Objazdowej znajdował się wielki młyn parowy ze spichlerzem i budynkami mieszkalnymi. Drugi młyn parowy istniał przy Brzeskiej po stronie parzystej, niedaleko od zabudowań szpitala kolejowego. A trzeci zbudowali bracia Frydrychewiczowie obok swej piekarni przy Korsaka. Nie musieli zatem płacić za mielenie ziarna. Tutaj wykorzystywali rampę kolejową do odbioru ziarna. Stąd mogli wysyłać sprzedawaną mąkę.

Wracam do zapisu rozmowy z córką Pana Adama. – Dziadkowie – opowiada – mieli sześciu synów i dwie córki. Dbano, aby wszyscy mieli zapewnioną przyszłość. Przekazywali zatem dzieciom domy, działki, piekarnie. Ale dbali i o ich wykształcenie. Stąd studia prawnicze Adama, stąd studia uniwersyteckie Antoniego, syna Marcelego administrującego majątkiem rodziny. Wielka rodzina rozproszyła się z upływem lat po świecie.
Wymienia imiona synów (Julian, Maksymilian, Tomasz, Marian, Marceli i Adam), a ma kłopot z imionami córek. Dowiaduję się o dzieciach niektórych krewnych. Jeden wyjechał do USA i tam zmarł. Inny zginął w 1920 r. pod Radzyminem, a jeszcze inny poległ w powstaniu warszawskim.

Nie jest moim zamiarem opis dziejów tej rodziny. Wspaniałe tradycje, chociaż z innej branży, kultywuje Pan mgr inż. Andrzej Frydrychewicz, syn Tomasza. Urodził się on w Hrubieszowie w 1932 r. Gimnazjum ukończył w Sokołowie Podlaskim a potem rozpoczął naukę w Liceum Lotniczym w Warszawie przy ul. Hożej nr 88. W latach 1953–1958 studiował na wydziale Lotniczym PW, uzyskując tytuł mgr. inż. lotnictwa. Pracę dyplomową wykonał pod kierunkiem prof. Franciszka Misztala.

Pracę zawodową rozpoczyna w 1959 r. w wytwórniach lotniczych. Wielkim sukcesem inżyniera są projekty wielu samolotów, takich jak: Wilga (ponad 1000 szt.), rolniczy Kruk (270 szt.) i szkolno-treningowy samolot wojskowy Orlik, którego 50 sztuk trafiło do Szkoły Lotniczej w Radomiu. Na liście konstrukcji inżyniera kierującego zespołami konstruktorów znajdujemy 25 samoloty różnego przeznaczenia oraz sześć obiektów bezzałogowych.
Za realizację samolotów PZL-106 „Kruk” i PZL-130 „Orlik” otrzymał Złoty Krzyż Zasługi, Kawalerski i Oficerski Krzyż Odrodzenia Polski. Pan Andrzej jest człowiekiem pogodnym i pełnym inwencji twórczych. Żonaty, ma dwie córki i syna.

W 2016 r. ukazała się wielka księga pt. „Konstruktor”, czyli 26 rozmów z Andrzejem Frydrychewiczem. Książka jest swego rodzaju pomnikiem wieloletniej działalności konstruktora, encyklopedią wiedzy o lotnictwie zarówno polskim, jak i światowym.

Po napisaniu tych słów zamyśliłem się. Podczas sierpniowej defilady w Warszawie na czele zgrupowań lotniczych leciały orliki. Jakże niedawno wydaje mi się, że mam przed sobą 17-latka p. Andrzeja, który jako uczeń Liceum Lotniczego ponad pół wieku temu mógł do mnie mówić „panie profesorze”, bo zastępowałem wówczas chorego wykładowcę na lekcjach z modelarstwa lotniczego.

Najnowsze informacje

Podobne wiadomości