środa, 30 października, 2024

Czerwona nić terroru. Katownie NKWD i UB na Pradze

Udostępnij

Na lewym brzegu Wisły dogorywało powstanie warszawskie. A na Pradze już w drugiej połowie września 1944 r. zaczął szaleć czerwony terror: wraz z Sowietami wkroczyło NKWD. Zaczęły powstawać pierwsze katownie w Warszawie, w których więziono i mordowano polskich patriotów. Żołnierzy podziemia niepodległościowego.

Ile ich było? Dokładnie nie wiadomo. Czasami użytkowano je niezbyt długo i czas zacierał w pamięci, co się tam w początkowych latach terroru mieściło. Niekiedy nie pamiętały – lub nadal nie pamiętają – o tym nawet środowiska lokalne. Bardzo często miejsca komunistycznych zbrodni nie są w żaden sposób upamiętnione. Grozi im też zagłada ze strony deweloperów remontujących stare kamienice. Niektóre miejsca kaźni, nawet uprzednio zidentyfikowane i opisane, już nie istnieją.

Katownie powstawały w zajętych przez nowych okupantów domach mieszkalnych, z których wyrzucano lokatorów, budynkach należących do kolei, w przedwojennych szkołach, a nawet w przedszkolach. Z czasem niektóre z tych siedzib dziedziczył komunistyczny Urząd Bezpieczeństwa (a później SB) lub komendy Milicji Obywatelskiej. Snuto czerwoną nić terroru…

Konglomerat zbrodni

Na Pradze wszystko zaczęło się w budynku Dyrekcji Generalnej PKP, znajdującym się na skrzyżowaniu ulic Targowej 74 i Wileńskiej 2/4. Okazałe gmachy pomieściły komunistyczny Polski Komitet Wyzwolenie Narodowego, a później Rząd Tymczasowy RP. Ulokowano tu także Stołeczny Urząd Bezpieczeństwa Publicznego oraz siedzibę NKWD. W jednym miejscu zgromadzono cały komunistyczny aparat terroru politycznego i wykonawczego, cały aparat represji. To dopiero stamtąd poszczególne urzędy i organizacje przenosiły się w inne, szerzej znane miejsca. Tutaj też prawdopodobnie mieściły się pierwsze sale przesłuchań i pierwsze więzienia na Pradze.

Kwatera Główna NKWD

Wraz z Armią Czerwoną do Polski wkroczyły dywizje NKWD. Ich zadaniem było sianie terroru, aby utrzymać Polaków w ryzach i posłuszeństwie. Tylko w dwóch pierwszych latach (1944-1946) aresztowano ponad 47 tys. osób.

Główna siedziba NKWD, po przeniesieniu się z DG PKP, mieściła się przy ul. Strzeleckiej 8 (dawniej ul. Środkowa 13). Urzędował tam osławiony kat Polaków, gen. Iwan A. Sierow. To on zasłynął zwabieniem na rozmowy przywódców polskiego państwa podziemnego. Wśród 16 polityków byli delegaci partii politycznych oraz J.S. Jankowski – delegat rządu i wicepremier na kraj i gen. Leopold Okulicki ps. Niedźwiadek – ostatni komendant główny AK i pierwszy komendant organizacji „Nie” – kontynuatorki Armii Krajowej. Generał Sierow osobiście ich aresztował. Zostali wywiezieni do Moskwy i osadzeniu w więzieniu NKWD na Łubiance.

W pokazowym procesie (tzw. Procesie 16) – prowadzonym wbrew prawu międzynarodowemu – skazano ich na kary wieloletniego więzienia. Trzech z nich skrytobójczo zamordowano. Generał Sierow za ten haniebny wyczyn został przez Stalina odznaczony tytułem Bohatera Związku Radzieckiego.

Szefem grupy operacyjnej NKWD był płk Paweł Michajłow. Starzy prażanie opowiadali, jak po praskich ulicach jeździł gazikiem sowiecki oficer i strzelał do przechodniów, jeśli mu się nie spodobali. Czy był to płk Michajłow? Być może.

Budynek przy ul. Strzeleckiej do dziś budzi grozę. Na piętrach mieściły się sale przesłuchań. To w nich torturowano aresztowanych żołnierzy niezłomnych.

W okrutny sposób usiłowano zmusić ich do zeznań, np. wsypania kolegów, zdradzenia dowódców, wyjawienia skrytek z bronią czy punktów kontaktowych. W piwnicach osławionej siedziby NKWD mieściły się cele. W niewielkich pomieszczeniach trzymano dziesiątki osób. Do dziś są zachowane na murach wyryte przez udręczonych więźniów napisy. Czasami jest to modlitwa, błaganie o pomoc z wysoka, np. „Królowo Korony Polskiej, módl się za nami” lub wstrząsające wyznanie „Śmierć naszym wybawieniem!”, czasami wyryte jest tylko czyjeś nazwisko i data uwięzienie, bo ktoś bał się, że przepadnie bez wieści jak tylu innych, aresztowanych przez Sowietów…

Tu, po wielogodzinnych, wielodniowych przesłuchaniach więźniów zapadały wyroki. Kaci z NKWD decydowali: przewiezienie najpierw do obozu w Rembertowie, a potem wywózka w głąb Kraju Rad lub śmierć. Prawdopodobnie mordowano najczęściej na miejscu. I być może na miejscu grzebano ciała. Niestety, poza jednym wyjątkiem nie przeprowadzono tam żadnych badań. Poddano badaniom georadarowym tylko karcer, gdzie prawdopodobnie – jak podaje Robert Wyrostkiewicz w „Gazecie Warszawskiej” – też znajdują się ciała.
Nie wiadomo tylko z jakiego okresu, bowiem po roku 1945 siedzibę przejął Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Szyld się zmienił, ale metody i ofiary pozostały te same.

Trzecia siedziba NKWD – pierwsza Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego

W 1945 r. główną siedzibę NKWD przeniesiono na ul. Sierakowskiego 7. Przed wojną mieścił się tutaj Żydowski Dom Akademicki. Luksusowy jak na owe czasy, oprócz pokoików dla studentów, miał w suterynie salę gimnastyczną, szatnię, natryski i bibliotekę z czytelnią. To właśnie tutaj enkawudziści urządzili cele dla więźniów politycznych. Przesłuchiwano ich, czyli torturowano na wyższych piętrach. Jednak najcięższym przesłuchaniom i torturom byli poddawani więźniowie w tzw. Okrąglaku – przybudówce mieszczącej się na tyłach głównego, okazałego gmachu.

Szybko jednak budynek otrzymała komunistyczna bezpieka. Jeszcze w tym samym roku ulokowano tam Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Kiedy Radkiewicz i towarzysze przenieśli się na drugą stronę Wisły, na ulicę Koszykową, w budynku znalazł się Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Trafiały tu sprawy cięższego kalibry. Znęcano się nad Akowcami, żołnierzami niepodległościowego podziemia, lotnikami, którzy wrócili z Zachodu, podejrzanymi o szpiegostwo, działalność antysowiecką…

Po 1956 r. lokum miała tam Wojewódzka Komenda Milicji Obywatelskiej. A jeszcze później stworzono przy ul. Sierakowskiego hotel dla policjantów.

Stołeczny Urząd Bezpieczeństwo Publicznego

Przed II wojną światową przy ul. Cyryla i Metodego 4 mieścił się akademik dla studentów teologii prawosławnej. Tuż obok znajduje się przepiękna cerkiew p.w. św. Marii Magdaleny. W byłym akademiku ulokowała się warszawska bezpieka. Na piętrach urządzono sale przesłuchań, a w podziemiach – areszt. Zajmowano się tu lżejszymi niż na Sierakowskiego sprawami, głównie inwigilując warszawiaków i tropiąc ludzi nastawionych nieprzychylnie do narzuconego ustroju. W 1950 r. SUBP przeniósł się do Pałacu Mostowskich na drugą stronę Wisły, a cieszący się dalej złą sławą budynek przejęła Milicja Obywatelska.

Trybunał Wojenny i prokuratura wojskowa Armii Czerwonej

Naprzeciwko stołecznej bezpieki w gimnazjum im. Władysława IV przy ulicy Jagiellońskiej 38 mieścił się w latach 1944-46 Trybunał Wojenny Armii Czerwonej. Początkowo Sowieci ulokowali tam szpital polowy, który szybko się przeniósł gdzie indziej. Dzieci odzyskały szkołę tylko od frontu, od strony ul. Zygmuntowskiej (obecnie Al. Solidarności). W pozostałych pomieszczeniach ulokowali się Sowieci. Zamurowano korytarze, przejścia piwniczne i zamalowano część okien. Wszędzie stali wartownicy. Początkowo sądzono, że uwięzieni są tam tylko dezerterzy z Armii Czerwonej lub sądzeni za inne przewinienia żołnierze radzieccy. Jednak dzieci i nauczyciele słyszeli krzyki po polsku, np. syn wicedyrektora szkoły Lech Kubik słyszał rozpaczliwe wołania: – Rodacy, ratujcie! I zaraz potem padł strzał. Inny uczeń zobaczył – przez szparę wydrapaną w farbie na oknie – budowlę z desek, bez fundamentów, której dół był niczym nieosłonięty. W lodowatej wodzie, bo już była późna jesień, na cegłach zobaczył nogi stojących tam ludzi. Za chwilę wartownik wyprowadził z tego prowizorycznego aresztu człowieka, który prawie nie mógł iść. Zaprowadzono go na przesłuchanie i nigdy nie wrócił.

Czy rzeczywiście na dziedzińcu liceum im. Władysława IV znajdują się mogiły pogrzebanych ofiar Trybunału Wojennego? Nie wiadomo, gdyż pomimo próśb społeczników do tej pory nie przeprowadzono tam żadnych badań.

Zresztą cały kwartał ulic od dzisiejszej Al. Solidarności do ul. Ks. Kłopotowskiego zajmowały różne instytucje sowieckie. Przy ul. Jagiellońskiej 34 urzędował szef Trybunału Wojennego, major Szyrkin, pod nr 28 mieściła się prokuratura Armii Czerwonej, a pod 17 – radziecka Komenda Miasta.

Karno-śledcze więzienie nr 3 , tzw. Toledo

Przy ul. Namysłowskiej 6 nie ma już żadnych budynków, w których mieściło się osławione „Toledo” . Było nazywane Warszawa 3. (Warszawa 1 to było więzienie przy ul. Rakowieckiej, a nr 2 to tzw. Gęsiówka, przy nie istniejącej już ul. Gęsiej). Budynki powstały jeszcze w XIX wieku jako koszary wojsk carskich. W okresie międzywojennym były siedzibą 36 Pułku Piechoty Legii Akademickiej. Potem stacjonowały tu wojska niemieckie. Krótko urzędowało w nich NKWD, które już w 1945 r. przekazało obiekt Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego. I dla jednych, i dla drugich początkowo było to główne więzienie. I jedni , i drudzy przetrzymywali w nim schwytanych żołnierzy wyklętych, torturowali i zabijali. Metody były dwie. Pierwsza, katyńska – strzałem w tył głowy w tzw. bunkrze śmierci. Były to ulokowane na dziedzińcu, dostosowane do mordów dwie piwnice, gdzie znajdowały się nawet specjalne rynienki do odprowadzania krwi, identycznie jak w Związku Sowieckim w miejscach kaźni polskich oficerów. Były też tam haki do wieszania ofiar. Drugie miejsce znajdowało się w załomie muru, gdzie przymocowano szynę, na której również wieszano skazańców. Mówi się też, że było jeszcze trzecie miejsce egzekucji: rosłe drzewo, istniejące do dzisiaj, na którego gałęziach wieszano więźniów. Obecnie nie prezentuje się okazale, na wpół uschłe, ma odłamane wiele gałęzi.
Więzienie od ulicy dzielił wysoki na trzy metry mur, zakończony drutem kolczastym. Na rogach murów były umieszczone wieżyczki strażnicze, wyposażone w reflektory. Zwłoki zamęczonych ludzi chowano albo na cmentarzu Bródnowskim lub obok cmentarnych murów, ale także prawdopodobnie na terenie rozległego więziennego obiektu. Gdzie dokładnie nie wiadomo, gdyż więzienie istniejące w tym miejscu do 1956 r., zostało rozebrane na początku lat 70. Pobudowano tu bloki mieszkalne i posadzono drzewa. Część prac budowlanych odbywała się nocą, w świetle reflektorów, gdyż według opowieści okolicznych mieszkańców znajdowano tu liczne kości, a ówczesne władze nie chciały nagłaśniać sprawy ani przerywać prac.

Obecnie przy ul. Namysłowskiej stoi wstrząsający pomnik, upamiętniający więzionych, torturowanych i straconych żołnierzy AK, WiN, NSZ i innych organizacji niepodległościowych. Autorem pomnika jest Dariusz Kowalski.

Obóz w Rembertowie

Obóz specjalny NKWD nr 10 mieścił się w Rembertowie w latach 1944-45. W dawnym niemieckim obozie pracy ulokowano najpierw placówkę NKWD, potem – obóz specjalny. Rozkazem Berii zamieniono go na obóz kontrolno-infiltracyjny. Przywożono tu więźniów, zanim zesłano ich w głąb Związku Sowieckiego. Obóz otoczony był dwoma zasiekami z drutu kolczastego. Przebywało w nim ok. dwa tysiące osób, podzielonych na 8 kompanii. Wśród nich był gen. August Emil Fieldorf, pseudonim Nil” , komendant Kedywu i Organizacji „Nie”, którego wówczas nie rozpoznano.

W dawnych halach fabrycznych urządzono noclegownię. Część więźniów spała na własnoręcznie zrobionych pryczach. Inni, dla których nie starczyło już miejsc, spali wprost na betonie. Aresztanci dostawali dziennie 300 gramów chleba i dwie miski wodnistej zupy.

Więźniowie, którzy przeszli przez tortury na Strzeleckiej lub Sierakowskiego, uważali pobyt tutaj za luksus. Mogli wychodzić na zewnątrz budynków i dostawać paczki od rodziny. W obozie panowała jednak duża śmiertelność, ludzie umierali na różne choroby, np. czerwonkę lub z wycieńczenie po poprzednim maltretowaniu. Nie wszyscy też dostawali paczki i głodowali.

25 marca 1945 r. wywieziono na Ural 1945 więźniów. Obóz zapełnił się szybko nowymi więźniami. Uratowali ich brawurowym atakiem żołnierze polskiego podziemia, uwalniając w nocy 20 na 21 maja 1945 roku około 500 więźniów.

Koredegarda – Trybunał Wojenny i punkt filtracyjny

Niedaleko torów kolejowych, tzw. Punktu Rozrządowego i jedynego przejścia pod torami łączącego Bródno z resztą Pragi przy ul. 11 listopada nr 66 i 68 ulokowało się NKWD: sowiecki Trybunał Wojenny, ale jeszcze ważniejszy był tzw. punkt filtracyjny. Enkawudziści sprawdzali starannie wszystkich przechodzących obok, zwłaszcza młodych mężczyzn. Domniemywali słusznie, że wielu z nich to żołnierze podziemia, spieszący na pomoc jeszcze walczącej Warszawie. Zatrzymywanych przesłuchiwano. Czasami nawet przez kilka dni. W piwnicach urządzono prowizoryczny areszt. Potem decydowano, czy zatrzymanego wypuścić, co zdarzało się rzadko. Częściej posyłano do „Toledo” mieszczącego się obok lub na dalsze, jeszcze straszniejsze śledztwo na ul. Strzelecką. Prawdopodobnie niektórych rozstrzeliwano na miejscu, w nieistniejącym już budynku.
Enkawudziści zasadzali się też przy tzw. Punkcie Rozrządowym. Jadące obok pociągi musiały zwalniać, co wykorzystywali ludzie, którzy nie chcieli być legitymowani na dworcu. Często byli to Akowcy z rozbitych lub rozbrojonych przez Sowietów oddziałów z zajętych wcześniej przez drugiego okupanta terenów Polski. Wyskakiwali z pociągów w biegu, a tam czyhali już na nich enkawudziści. Często w cywilnych ubraniach lub przebrani w mundury kolejarskie. Gdy usiłowali schwytać wyskakujących, niejednokrotnie dochodziło do strzelaniny. Zabitych grzebano na nasypach kolejowych. Chowano tam też zamordowanych w śledztwach w różnych miejscach kaźni. Na nasypach pojawiały się ustawiane nocą krzyże, które potem ktoś usuwał. Upamiętniający zabitych jednak nie rezygnowali i krzyże pojawiały się znowu.

Miejsca pochówku ofiar stalinowskiego terroru

Żołnierzy wyklętych chciano unicestwić nie tylko fizycznie, ale także moralnie, chciano zatrzeć o nich pamięć, by nie powstała podnosząca na duchu legenda, budząca dalszy opór przeciwko zniewoleniu przez Sowietów i ich kolaborantów z KPP i PZPR. Udało się to w dużej mierze propagandowo, bo przez dziesiątki lat wmawiano ludziom kłamstwa o rabujących bandach. Śladami komunistycznych propagandzistów szli niektórzy dziennikarze, historycy i filmowcy, przedstawiając żołnierzy wyklętych jako bandytów, degeneratów, pijaków i rabusiów. W świadomości wielu ludzi tkwi ten obraz do dziś.

Od niedawna rodzi się jednak na nowo legenda żołnierzy wyklętych, czci się ich pamięć. I poszukuje mogił. Odkrywane są miejsca pochówku bohaterów na tzw. „Łączce” na Powązkach Wojskowych, gdzie m.in. zidentyfikowano majora Szyndzielarza „Łupaszkę”, Feliksa Salmanowicza „Zagończyka” i Danutę Siedzikównę „Inkę”. Na „Łączce” grzebano naszych bohaterów w latach 1948-54. Szuka się ofiar na cmentarzu na Służewie na tzw. Fosach. A na Pradze?

Cmentarz na Bródnie

To jedno miejsce jest pewne, bo przebadane przez zespół profesora Krzysztofa Szwagrzyka. Potajemnie chowano tam zamordowanych w praskich miejscach kaźni. Przeprowadzono badania w kwaterze 45 N. Udało się odkryć szczątki ponad kilkudziesięciu ofiar komunistycznych sądów. Szacunki mówią o co najmniej 47 pomordowanych. Chowano ich bez butów, w płytkich grobach. Niektóre ofiary były zabite metodą katyńska – strzałem w tył głowy. Chowano tam zamęczonych w „Toledo”, przy ul. Strzeleckiej i na ul. Sierakowskiego. Być może chowano tam równie skazanych przez trybunały wojskowe Armii Czerwonej. Trybunały wydawały wyroki nie tylko na żołnierzy radzickich, ale także na Polaków.
15 września 2001 r. odsłonięto pomnik nad masową mogiłą.

Cmentarz Choleryczny

W latach 1872-73 na Pradze podczas epidemii cholery zmarły 484 osoby. Pochowano je na osobnym cmentarzu, tzw. cholerycznym. W 1908 r. cmentarz zlikwidowano, z powodu budowy linii kolejowej, przenosząc szczątki nieco dalej do zbiorowej mogiły. W 2010 r. teren ogrodzono kamiennym murem, ufundowanym przez PKP.

Najprawdopodobniej na terenie dawnego cmentarza chowano ofiary komunistycznego terroru. IPN planuje przeprowadzenie tam badań. Szczątki mogą być identyfikowane w laboratoriach, ustalenie tożsamości ofiar jest możliwe dzięki istnieniu Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmu, która działa w Szczecinie przy Pomorskim Uniwersytecie Medycznym.

Inne miejsca tajnych pochówków

Szczątki zamordowanych ofiar reżimu komunistycznego znajdują się prawdopodobnie na dziedzińcu Liceum im. Władysława IV, na terenie więzienia „Toledo”, w budynku przy ul Strzeleckiej, niedaleko Kordegardy przy ul. 11 listopada. Czy to wszystkie miejsca tajemnych pochówkach osób zamordowanych przez NKWD i UB na Pradze? Nie wiadomo. Prof. Krzysztof Szwagrzyk szacuje, że tylko w samej Warszawie w kilkunastu miejscach mogą się znajdować szczątki około tysiąca osób.

Bibliografia
1. Śladami zbrodni: przewodnik po miejscach represji komunistycznych lat 1944-1956. Red. Tomasz Łabuszewski. Instytut Pamięci Narodowej. Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Warszawa 2012 r.
2. Żołnierze Wyklęci. Antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 roku. Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 2013 r.
3. Warszawska Praga w latach 1939- 1945. Fakty i wspomnienia z czasów terroru. Hubert Kossowski, Władysław Janczewski, Tadeusz Kulbicki. Fundacja Hereditas 2008 r.

Hanna Budzisz

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google. Dołącz do nas i śledź portal Przegladpraski.pl codziennie na Facebook/Przegladpraski

Redakcja
Redakcja
Przegląd Praski. Prawy brzeg informacji

Wiadomości

Wiadomości lokalne