środa, 4 grudnia, 2024

Pogrzeb króla podwórka. Wspomnienie o Wacku z Pragi

Artykuł ukazał się w "Przeglądzie Praskim" nr 27/2018

Udostępnij

Znany był na Pradze II jako Wacek, król podwórka między ulicami Darwina i Linneusza. Był jednym z wielu silnych ludzi, którego losy, gdyby potoczyły się inaczej, mogły zapewnić mu dobrobyt na całe życie. Z cyklu Praskie historie wspominamy dziś postać Wacława Gołębiowskiego-Wacka.

Pochowany został na Bródnie. Takiego pogrzebu na Cmentarzu Bródnowskim dawno nie było. Żegnali Go nie tylko mieszkańcy osiedla, sąsiedzi, ale niemal cała Praga II, również ludzie, którzy Wacka po prostu znali. A znało Go mnóstwo osób.

Wacek, zwykły, dobry człowiek

Po ceremonii pogrzebowej ksiądz odprawiający egzekwie spytał żonę Wacka, panią Krystynę, kim był zmarły, że aż tyle ludzi Go żegna. Odpowiedziała: zwykłym, dobrym człowiekiem…

Żył zaledwie 62 lata, ale życia, które miał za sobą lekkiego nie miał. Urodził się z niedowładem nogi, rodzice Jego byli głuchoniemi. Matka oddała go do sierocińca, powrócił z niego jako kilkulatek. Był inny i żeby nie stać się ofiarą dyskryminacji, wywalczał, jak potrafił szacunek wśród rówieśników. Najpierw „zaliczył” poprawczak. Więc już stał się „kimś” z kim trzeba się liczyć. Później więzienie. Nieudane pierwsze małżeństwo. Odwiedzający Go towarzysze więzienni, darzyli Wacka wielkim szacunkiem. Miał rozliczne więzienne tatuaże, które niejako są „dowodem tożsamości” więźnia. Przy całej Jego kryminalnej przeszłości, nigdy nikomu krzywdy nie zrobił. Kochał zwierzęta i zawsze miał jakiegoś psa; wszystkie nazywał tak samo-Nero. Popadł w alkoholizm i to był najmroczniejszy epizod w Jego życiu. Sięgnął dna i wydawało się, że z tej równi pochyłej już się nie wygrzebie, aliści poznał kobietę, która cierpliwie, mozolnie, powoli i konsekwentnie pomogła Mu odbić się od dna. To pani Krystyna, późniejsza żona. Musiała być w Wacku wielka wewnętrzna siła i motywacja, że bez pomocy psychologicznej i terapii sam wykaraskał się z alkoholizmu.

Już do końca życia nie wziął do ust kropli alkoholu. Miał rentę inwalidzką i żeby jakoś żyć i nadać życiu sens zbierał złom, porządkował piwnice, malował mieszkania, robił remonty. Pomagał kumplom w znalezieniu „fuchy”, wspierał ich. Niektórzy wielu mu zawdzięczają. Jego biuro mieściło się na podwórku, zawsze od rana był w nim obecny. Wstawał o świcie, robił przegląd śmietników. Każda puszka, śrubka, drucik, nie mówiąc o większych gabarytach jak lodówki, to były skarby. Mówił: Ziarno do ziarnka i zbierze się miarka. Podwórkowe przedsiębiorstwo Wacka miało swój rytm i rytuały; ani kropli alkoholu, woda dla ochłody, choć towarzyszący Mu koledzy, za kołnierz nie wylewali. Gdy Wacka na podwórku nie było, wiedzieliśmy-pracuje.

Pracowity, inteligentny o skomplikowanej przeszłości

Przedsiębiorstwo miało swoją siedzibę pod rozłożystym klonem. Witał każdego dobrym słowem, zagadywał. Był inteligentny, dowcipny, uczynny i zawsze w wianuszku kumpli, którzy, gdy Wacek zmarł z pejzażu podwórka zniknęli. Żona, pani Krysia dbała o niego, żeby dobrze i regularnie jadł.

I tak Wacław Gołębiowski z biegiem lat stał się wielce szanowanym prażaninem, lokalnym autorytetem. Gdyby nie Jego skomplikowana przeszłość, mógłby zrobić karierę jako menadżer, dyrektor przedsiębiorstwa, bowiem miał talent organizacyjny, był pracowity i świetnie dogadywał się z ludźmi.

Kilka lat temu ukazała się książka Marcina Dyjasińskiego pt. „Tam gdzie pogrzebany jest pies”. To zbiór praskich opowieści, zaś tytułowe opowiadanie jest o Wacku Gołębiowskim. Zatem już ma swoje miejsce w literaturze.

Podwórko bez Wacka jest martwe. Panie Wacku, uczyniłeś Pan pustkę na podwórku naszym…

Maria Terlecka

Tytuł oryginału: Pożegnanie Wacława Gołębiowskiego-Wacka

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google. Dołącz do nas i śledź portal Przegladpraski.pl codziennie na Facebook/Przegladpraski

Redakcja
Redakcja
Przegląd Praski. Prawy brzeg informacji

Wiadomości

Wiadomości lokalne