wtorek, 1 kwietnia, 2025
Historie z PragiMieszkańcyJan Mroziński. Zapomniany aktor

Jan Mroziński. Zapomniany aktor

Udostępnij

Był wybitnym aktorem. Znakomitym komikiem. Twórcą pierwszego powojennego teatru warszawskiego, Teatru m.st. Warszawy (dziś Teatr Powszechny). Moim pierwszym dyrektorem, któremu zawdzięczam wszystko i u którego debiutowałem. Człowiekiem pełnym pasji i zaangażowania. W najtrudniejszym okresie, kiedy Warszawa leżała w gruzach, kiedy wszystkiego brakowało i kiedy grało się przy karbidówkach, on stworzył teatr, którego dziś nikt by się nie powstydził. Troszczył się o ludzi, aby nie byli głodni, aby codziennie mieli talerz gorącej zupy i bochenek chleba.

Teatr, o którym powinno się mówić z największym szacunkiem, nie doczekał się, ani pochwał, ani rzeczowych ocen. Wprost przeciwnie. Starano się zminimalizować zasługi Mrozińskiego i zasługi tych wszystkich, którzy tworzyli ten pierwszy teatr. Wmówić, że teatr warszawski zaczął się z chwilą otwarcia Teatru Polskiego i premiery „Lilli Wenedy„ Słowackiego 17 stycznia 1946 roku. A to nieprawda.

W powojennych publikacjach znaleźć można szczegółowe informacje o wszystkich teatrach działających w Polsce zaraz po wojnie, tylko nie o Warszawie i nie o teatrze Jana Mrozińskiego. Komu na tym zależało, aby fałszować historię? Edward Krasiński, który był wówczas kilkunastoletnim chłopcem, do teatru nie chodził i nie oglądał naszych przedstawień, ale napisał że początki tej sceny były nieciekawe, a teatr był „zbiorowiskiem chorych, ubogich, obdartych i kalekich artystów, nic sobą nie reprezentujących”. Kiedy przeczytałem te słowa, dostałem „białej gorączki”. Zaprotestowałem. Wysłałem listy do autora i do Zygmunta Hubnera. Odpowiedź nadeszła tylko od dyr. Hubnera. Profesor Krasiński nie był łaskaw się odezwać. Dziś, ten sam prof. Krasiński, w filmie nakręconym z okazji 90-lecia ZASP-u wygłasza podobne herezje i twierdzi, że zarówno Leonowi Schillerowi, jak i Janowi Kreczmarowi było na rękę zlikwidowanie ZASP-u i powołanie SPATiF-u. Znów nieprawda.

Marta Fik i Stanisław Marczak-Oborski piszący o powojennym teatrze, też są nieobiektywni. Nie mieszkali w Warszawie. Nie przyjeżdżali do niej i nie oglądali przedstawień, a mimo to skwitowali naszą pracę stwierdzeniem, że w Warszawie nic się w tym okresie ciekawego nie działo. W swojej książce „Teatr czasu wojny 1939-1945” Stanisław Marczak-Oborski poświęcił Janowi Mrozińskiemu, jedno zdanie, a brzmi ono tak: „Zburzona Warszawa miała jeszcze rok czekać na scenę formatu godnego stolicy, na razie akcent życia stanowiły pionierskie poczynania Jana Mrozińskiego i grupy aktorów”. Nie wymienił, ani jednej sztuki, ani jednego aktora ,choć byli w tym teatrze aktorzy naprawdę wybitni, których nazwiska pozostały w historii polskiego teatru.

W maju 1945 r. Mroziński otworzył Teatr Mały przy ul. Marszałkowskiej 81, w maleńkiej salce po ocalałym kinie „Mignon”. Był to pierwszy teatr w ruinach lewobrzeżnej Warszawy. A w ogóle to on, jako pierwszy podjął się organizacji życia kulturalnego w Warszawie. Najpierw na Pradze, we wrześniu 1944 roku a potem w lewobrzeżnej Warszawie. Zaczynał od składanek z udziałem orkiestry Jerzego Wasiaka oraz recytatorów i pary tanecznej Florentyny Puchówny i Zbigniewa Kilińskiego.

Kiedy znalazł odpowiednich aktorów, wystawił „Majstra i czeladnika” Józefa Korzeniowskiego w Sali nieistniejącego już kina „Syrena”, przy ul. Inżynierskiej 4. Premiera odbyła się 18 listopada 1944 roku, a kilka tygodni później, 9 grudnia 1944 roku „Moralność pani Dulskiej” Gabrieli Zapolskiej ze Stanisławą Kawińską w roli tytułowej.

W lutym 1945 roku Teatr m.st. Warszawy otrzymał od władz miejskich stałą siedzibę w zdewastowanym kino–teatrze „Popularny” przy Zamoyskiego 20. Jan Mroziński karierę aktorską zaczynał przed wojną. Pracował w teatrach Lublina, Bydgoszczy i Łodzi. Z łódzkim Teatrem Miejskim związany był od roku 1923 aż do 1 września 1939 roku. Po wkroczeniu wojsk niemieckich do Łodzi, musiał opuścić to miasto. Okupację przeżył w Warszawie. Występował w kawiarniach, prezentując słynne sceny mimiczne. Robił to genialnie. Rozśmieszał ludzi do łez. Niezwykle ruchliwa fizjonomia sprawiała, że publiczność szalała, kiedy pojawiał się na scenie. Jego usta zmieniały się co chwila i w zależności od potrzeby, układały w pogodny uśmiech lub pogardliwy, cyniczny i impertynencki wyraz.

Tuż po wojnie, będąc u szczytu możliwości aktorskich, kiedy zaproponowano mu organizację życia kulturalnego w ruinach Warszawy, bez namysłu zrezygnował z zawodu i zajął się administrowaniem. Kiedy wykonał najczarniejszą robotę, zdjęto go ze stanowiska, nie podając powodów. Rozgoryczony opuścił teatr i powrócił do zawodu. Zaangażował go natychmiast Julian Tuwim i Janusz Warnecki do „Żołnierza królowej Madagaskaru”. U boku Miry Zimińskiej jako Kamilli i Ludwika Sempolińskiego jako Mazurkiewicza, zbierał zasłużone brawa, grając kilka charakterystycznych ról. Sztuka miesiącami nie schodziła z afisza Teatru Muzycznego Domu Wojska przy ul. Królewskiej (dziś w tym miejscu stoi Hotel Victoria). Resztę życia spędził w Teatrze Nowym przy Puławskiej 39. Ostatni raz w tym teatrze zagrał Pana Rabourdin w sztuce Emila Zoli „Spadkobiercy pana Rabourdin”. Był już bardzo chory, ale widownia o tym nie wiedziała i pękała ze śmiechu, a on na scenie cierpiał, udając, że nic mu nie jest. Grał do ostatniej chwili.

 

Piętnastego stycznia 1954 roku w Łodzi, urządzono mu jubileusz 40-lecia pracy artystycznej. Wtedy to, wielki człowiek teatru, Leon Schiller, wystosował do niego list gratulacyjny, wychwalając jego aktorstwo i powtarzając za Goldonim, że urodzić się musiał pod komiczną gwiazdą, skoro włada tak nieodpartą siłą komizmu. Dziękował mu także za pionierską pracę w ruinach Warszawy i za to, co zrobił dla powojennego teatru warszawskiego . Tymi słowami osłodził mu częściowo gorycz niedocenienia. Władze Warszawy tego nie zrobiły. Trzy miesiące po jubileuszu, 24 kwietnia 1954 roku rozstał się z tym światem.

W mojej pamięci pozostanie na zawsze.

Witold Sadowy

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google. Dołącz do nas i śledź portal Przegladpraski.pl codziennie na Facebook/Przegladpraski

Redakcja
Redakcja
Przegląd Praski. Prawy brzeg informacji
Reklama

Wiadomości

Reklama

Podobne wiadomości