Ponad połowa wydatków inwestycyjnych z 2017 r., z których większość była przewidziana na wyposażenie kilkunastu praskich kamienic w centralne ogrzewanie, przepadła. To oznacza, że mieszkańcy znów będą zmuszeni do zaklejania okien i dogrzewania się farelkami. Co ciekawe, problem nie polegał na tym, że nie było pieniędzy, tylko na tym, iż nikt nie potrafił ich wydać.
W ubiegłym roku na rewitalizację Pragi-Północ było przewidziane 57 mln zł. Tyle pieniędzy zostało zabezpieczonych w dzielnicowym budżecie. Podczas ostatniej sesji rady dzielnicy w 2017 r. władze Pragi oznajmiły jednak, że 30 mln zł, czyli ponad połowa, zostaje przepisane na kolejny rok. Na sali padły pytania: Jak to się stało, że urzędnicy nie potrafili zagospodarować tych pieniędzy w terminie? Dlaczego mieszkańcy są zmuszeni marznąć przez kolejną zimę? Władze były jednak gotowe na trudne pytania opozycji
i mieszkańców. W myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak, radni Prawa i Sprawiedliwości, którzy rządzą dzielnicą wraz z radnymi renegatami (byłymi radnymi PO i PiS), znaleźli sobie ofiarnego kozła w postaci Zarządu Gospodarowania Nieruchomościami. ZGN to jednostka, która jest ostatnim ogniwem łańcucha rewitalizacji, tzn. że jest odpowiedzialna m.in. za wszelkie prace budowlane w kamienicach. – Najłatwiej oskarża się tych od zwykłej roboty – słyszymy na urzędowych korytarzach. Nasi dziennikarze dotarli do dokumentów, które rzucają jednak nowe światło na sprawę i szachują oskarżycieli.
W marcu 2016 r. z inicjatywy Bożeny Salich, dyrektor ZGN, i Dariusza Wolkego, byłego burmistrza, został powołany zespół osób odpowiedzialnych za proces rewitalizacji. Znaleźli się w nim m.in. przedstawiciele wydziałów architektury, zasobów lokalowych, funduszy europejskich, ochrony środowiska. – To była inicjatywa zgodna z podręcznikową strategią zarządzania – mówi Dariusz Wolke, który w tym czasie był zaangażowany w proces rewitalizacji. – ZGN potrzebował merytorycznego wsparcia, a urząd dysponował dobrze wykształconą armią urzędników. Postanowiłem wtedy, że połączymy siły i przejdziemy przez to razem – dodaje.
Niestety, kilka dni później nastąpił rozłam w koalicji rządzącej dzielnicą (pomiędzy PiS oraz Kocham Pragę – lokalnego stowarzyszenia, które m.in. reprezentował Wolke). Szybko też zapomniano o procesie rewitalizacji, zespole roboczym i idei wspólnego działania. Nowa koalicja: PiS i radni regenegaci (m.in. Hanna Jastrzębska i Piotr Pietruszyński, dawniej z PO; Marek Bielecki, dawniej PiS; Małgorzata Markowska, dawniej PWS; i Magdalena Gugała, dawniej MJN) rozpoczęła własne porządki, m.in. w ZGN, którego nagle uznali za wroga. Powód nienawiści był banalny: ZGN nie zarządza dzielnica, tylko miasto, a te jest rządzone przez prezydenta z PO. Dla burmistrzów z PiS to było nie do przełknięcia. Powstał nawet tzw. społeczny komitet likwidacji ZGN, i to w momencie, kiedy jednostka realizowała historyczną dla Pragi inwestycję.
– Zaczęła się wojna, której ofiarami stali się szeregowi urzędnicy i mieszkańcy – mówi Jacek Wachowicz, szef stowarzyszenia Kocham Pragę. – ZGN musiał od tej pory radzić sobie sam, czyli nie dość, że musiał wykonywać swoje bieżące obowiązki, sam wdrażać proces rewitalizacji, to jeszcze bronić się przed atakami nowej władzy – dodaje.
Pisma wysyłane przez ZGN do zarządu dzielnicy z prośbą o wsparcie pozostawały bez odpowiedzi. Jednak pisma kierowane z kolei przez zarząd i radnych do ZGN, z pytaniami np. ile kosztuje klamka w drzwiach do piwnicy, były opatrzone klauzulą natychmiastowej odpowiedzi.
W międzyczasie dzielnicę nawiedziła fala nieszczęść. Pożary kamienic i zagrożenia budowlane związane z budową metra sprawiły, że urzędnicy z ZGN zostali zasypani dodatkowymi obowiązkami. Przedłużały się procesy wykwaterowania mieszkańców z kamienic objętych rewitalizacją, a pisma do konserwatora zabytków o pozwolenie na remont zalegały na biurkach. Pracy przybywało, a osamotniona jednostka walczyła z czasem.
Na sesji rady, w grudniu zeszłego roku, podczas której okazało się, że plan rewitalizacji Pragi nie został zrealizowany nawet w połowie, Bożena Salich z ZGN została zgodnie ze scenariuszem zaatakowana przez burmistrzów, prezydium rady dzielnicy i radnych koalicji. Przy wsparciu swoich pracowników, okopana ogromną liczbą dokumentów, broniła się przed politycznym atakiem. Dyskusja, w większości jałowa, której celem była dyskredytacja ZGN, trwała ponad godzinę i nie przyniosła żadnych konkretów.
– W istocie chodzi o przejęcie kontroli nad ZGN, ale ani władze dzielnicy, ani tym bardziej radni nie mają takiej mocy. Dlatego robią wszystko, żeby utrudnić im pracę – mówi Kamil Ciepieńko, radny z Kocham Pragę. – To wojna polityczna na wykończenie, podczas której najwięcej ofiar jest wśród cywili, czyli mieszkańców – dodaje.
Adam Krawczyk