Ulice wokół Cmentarza Bródnowskiego w ostatnich dniach przypominały alejki w miejscowościach turystycznych. Między stoiskami z kwiatami i zniczami można było spróbować zakręconych frytek czy oscypków. Na najmłodszych czekały też pluszowe zabawki i świecące balony. Atrakcją był też nielegalny pawilon ogrodzony betonowymi bloczkami.
Na Bródnie, od strony ul. Chodeckiej, można zjeść m.in. bigos ze słodkiej kapusty, golonkę w warzywach czy szaszłyki po cygańsku. Tuż obok zjemy też zwykłą kiełbasę na gorąco, kupimy do domu chleb i makowiec. Na kolejnym stoisku czekają na nas pluszowi bohaterzy popularnych bajek m.in. z Psiego Patrolu czy Pokemonów oraz kolorowe balony. Przy przejściu dla pieszych przez ul. Matki Teresy z Kalkuty jest też piec na kółkach z oscypkami owiniętymi boczkiem. Nie inaczej jest od strony ul. św. Wincentego, tam również zapachy frytek i bigosu mieszają się z wonią chryzantem, zapachem zniczy czy innych nagrobnych dekoracji. Na jednym ze stoisk znajduje się też olbrzymi wybór skórzanych rękawiczek. I choć w ostatnich dniach pogoda nas rozpieszczała, to dziś na tym stoisku może pojawić się wielu klientów.
Nielegalna sprzedaż w najlepsze
Przy skrzyżowaniu ulic Wysockiego i Odrowąża stoi też pawilon, który przyciąga uwagę przechodniów. Nie ma w nim ani jedzenia ani też zabawek, tylko nagrobne dekoracje, głównie znicze. Problem w tym, że jest nielegalny. Co ciekawe, służby miejskie i urzędnicy nie mogą skutecznie zabronić w nim handlu więc ogrodziły go betonowymi blokami z herbem Warszawy. Pawilon był też oklejony wezwaniami do natychmiastowego usunięcia, dlaczego? – Bo jest nielegalny – powtarza Jakub Dybalski z Zarządu Dróg Miejskich. Wcześniej urzędnicy ZDM zakończyli współpracę z kupcami, którzy od lat prowadzili tutaj swój biznes. Jak tylko zniknęli w ich miejscu pojawiał się pawilon. Nielegalny najemca pozrywał wezwania, odsunął bloczki i rozpoczął sprzedaż. Urzędnicy przekonują, że czeka go kara. – To dziesięciokrotność stawki za zajęcie pasa drogowego liczonej za czas nielegalnego zajęcia – mów Dybalski.
– Czasy są ciężkie, ludzie chwytają się różnych prac, żeby zarobić dodatkowe pieniądze – komentują mieszkańcy. Dlatego jedzenie czy zabawki przy cmentarzach nie powinny już nikogo dziwić.