czwartek, 21 listopada, 2024

Budżet obywatelski do przeglądu finansowego. Co poszło nie tak?

Udostępnij

Budżet obywatelski to mechanizm stosunkowo nowy, i wbrew pozorom mało znany szerszemu ogółowi. Niewątpliwie jako idea jest koncepcją słuszną , lecz w praktyce stał się mało efektywną karykaturą demokracji lokalnej. Czy można go jeszcze uratować? Owszem – powierzając go w ręce prawdziwie lokalnych społeczności.

Wcześniej budżet obywatelski występował pod trudną nazwą budżetu partycypacyjnego. Nazwą tak trudną, że nawet urzędnicy mieli problem z jej zapamiętaniem i używaniem – a co dopiero mieszkańcy… ci już na wstępie rezygnowali z zainteresowania tematem.

Sama inicjatywa budżetu obywatelskiego jest ze wszech miar słuszna i teoretycznie idealnie wpisująca się w ideę ESG. Z samej definicji wyłania się ekologia, społeczna odpowiedzialność i zrównoważone zarządzanie. Co zatem poszło nie tak?

Początki budżetu obywatelskiego zaczynały się interesująco. Oto dano wszystkim mieszkańcom narzędzie, by mogli samodzielnie decydować o tym, na co wydać ich własne – publiczne pieniądze. Na ich ręce złożono miliony złotych, by sami mogli określić, co jest dla nich najważniejsze, najpilniejsze, najpotrzebniejsze, czy chcą udogodnień w przestrzeni publicznej, zajęć kulturalnych czy nowej zieleni.

Fundusz sołecki i polana w Pogwizdowie

W małych miejscowościach taki mechanizm występuje pod postacią funduszu sołeckiego. Raz w roku spotykają się mieszkańcy danego sołectwa i wspólnie radzą, na co przeznaczyć wyznaczoną im kwotę. Zazwyczaj są to inwestycje w miejsca wspólnych spotkań i działań – wiejskie świetlice, koła gospodyń wiejskich, place zabaw etc. Za najciekawsze projekty przyznawana jest nagroda Sołeckiej Nike. W tym roku uhonorowano projekty pn. „Wizualne wyróżniki Smogorzowa, pierwszej siedziby biskupstwa śląskiego, nawiązujące do legendy i historii wsi”, „Budowa sceny, zadaszenia, utwardzenie placu, drogi dojazdowej dla utworzenie miejsca rekreacji pod nazwą Polana pod Gwiazdami nad stawem w Pogwizdowie”, „Zagospodarowanie przestrzeni publicznej nad Jeziorem Breńskim poprzez przebudowę ciągu komunikacyjnego na odcinek toru rolkowego wraz z elementami małej architektury – II etap”.

Warto przy tym pamiętać, że kwoty przeznaczone z funduszu dla poszczególnych sołectw nie są wygórowane, wahają się od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Mieszkańcy muszą się zatem zorganizować i zjednoczyć, by raz w roku je rozsądnie spożytkować.

Duże miasta, duże budżety, duże problemy

Inaczej rzecz przedstawia się w dużych miastach. Tam w grę wchodzą o wiele większe pieniądze. W tym roku w Warszawie na budżet obywatelski przeznaczono ponad 105 milionów złotych, w Krakowie 46 milionów, we Wrocławiu 33 miliony, w Łodzi niemal 35 milionów. Śmiem twierdzić – a zajmowałam się budżetem obywatelskim zawodowo – że w większości są to pieniądze zmarnowane. Potocznie się mówi, że te pieniądze „się rozeszły”, albo „przeciekły przez palce”.

Imponująca kwota 105 782 530 zł w Warszawie dzieli się na 18 dzielnic, na które przypada 74 047 772 zł plus na projekty ogólnomiejskie w kwocie 31 734 758 zł. Wartość poszczególnego projektu nie może przekroczyć 20 proc. kwoty ogólnej na danym poziomie. W rezultacie te 105 milionów rozbija się na małe kawałki, konsumowane w dużej mierze przypadkowo i bez głębszej refleksji.

W ostatnim głosowaniu (edycja 2024) mieszkańcy wybrali 325 projektów do realizacji, w tym 13 ogólnomiejskich i 312 dzielnicowych. Jak co roku, najpopularniejsze są projekty dotyczące zieleni oraz poprawy infrastruktury rowerowej. Wśród ogólnomiejskich wygrał projekt 500+ drzew dla Warszawy. Co w tym złego, ktoś zapyta, będzie miło i ekologicznie?

Brak kryterium celowości

Proszę jednak zwrócić na metodologię powstawania projektów. Światła myśl w głowie mieszkańca, przelana zostaje na papier w postaci kilkuzdaniowego opisu. Oczywiście bez żadnych analiz, studium wykonalności etc. Następnie trafia to do weryfikacji przez urzędników, którzy w bardzo krótkim czasie muszą wydać opinię, na podstawie wyznaczonych kryteriów. Uprzedzę pytanie, które się logicznie samo nasuwa – nie ma wśród nich kryterium celowości.

Tym samym, realizowane są pomysły, być może zgodne z przepisami prawa i obowiązującymi strategiami miejskimi, jednak zupełnie pozbawione sensu i racji bytu. Dzieje się tak dlatego, że za wszystkich mieszkańców decyduje niewielka garstka osób. W edycji na 2024 rok w głosowaniu łącznie udział 85 048 osób – a mówimy o 2-milionowym mieście. Prawo głosu mają także dzieci od 1 dnia życia, zatem liczba świadomie decydujących de facto jest jeszcze niższa. Ta garstka zadecydowała o nowych ścieżkach rowerowych, najczęściej pustych, stojakach rowerowych stojących bezużytecznie acz zabierających miejsce parkingowe czy zamianie chodnika w klepisko zwane łąką kwietną.

Wirtualne odmęty

Tak niska frekwencja nie wynika jedynie ze skomplikowanych i wieloetapowych procedur. To także, a może przede wszystkim brak wiedzy, brak informacji o wydarzeniach miejskich. Tak wielki organizm, jakim jest Warszawa, siłą rzeczy opiera się na środkach przekazu niebezpośrednich. Informacja funkcjonuje głównie w przestrzeni internetowej, do której nie wszyscy mają dostęp. Toteż i budżet obywatelski ginie w wirtualnych odmętach, a duża część mieszkańców żyje w nieświadomości otaczających ją wydarzeń. Odwrotnie niż w małych miejscowościach, gdzie każda wieść gminna niesie się szeroko i za pomocą tradycyjnych kanałów informacji dociera praktycznie do każdego.

Kabaty decydują o Białołęce

Nierzadkie są zatem sytuacje, kiedy mieszkańcy osiedla ze zdziwieniem dowiadują się, że nie będą już mieli parkingu funkcjonującego od kilkudziesięciu lat, bo ktoś, wcale tam nie mieszkający, wymyślił sobie jego likwidację i założenie zieleńca. Ktoś inny, również spoza osiedla, bo głosować mogą wszyscy mieszkańcy Warszawy, na to zagłosował… Garstka ludzi tym sposobem mebluje życie innym, nie bacząc na ich preferencje i potrzeby, a nawet ich nie znając.

Tym sposobem mieszkańcy Kabat oddalonych kilkanaście kilometrów od Białołęki mogą w drodze głosowania zamienić życie tamtych w piekło lokując np. potańcówkę pod ich oknami. Na Kabaty przecież hałas nie dotrze…

Oprócz meblowania życia również miasto doświadcza meblowania przestrzeni. Dzieje się to siłą rzeczy w sposób przypadkowy i nieprzemyślany. Nawet jeżeli światła myśl mieszkańca nie jest sprzeczna ze strategiami czy zapisami planu miejscowego, nie oznacza to, że wpisuje się w założenie urbanistyczne czy po prostu klimat miejsca. O potrzebach okolicznych mieszkańców nie wspomnę, bo jak wskazałam wyżej, ci mają niewiele do powiedzenia… Kto nie głosuje, nie ma racji – można rzec. Nie ma to jednak zastosowania w sytuacji, gdy prawo głosu przysługuje 2 milionom osób, w znakomitej większości niezainteresowanym.

Sołecki podział Warszawy

Ekologia, społeczność, zrównoważony rozwój… jak się okazuje można to wszystko teoretycznie zapewniać i zaprzepaścić na wyboistej drodze procedur i regulaminów. W powodzi wielkiej kasy i skomplikowanych mechanizmów łatwo wylać dziecko z kąpielą. Może jest to czas by wrócić do podstaw, do rozwiązań najprostszych, jak fundusz sołecki. Podział Warszawy na małe podobszary (który już przecież obowiązuje na etapie składania projektów) i ograniczenie możliwości zarówno składania projektów jak i głosowania tylko w ramach swojego miejsca zamieszkania w znaczny sposób rozwiązałoby problem – zwiększyłoby odpowiedzialność za podjęte decyzje.

W końcu, jak sama nazwa wskazuje, budżet obywatelski jest dla obywateli i ma służyć przede wszystkim im – adresatom i konsumentom światłych myśli innych obywateli. Idealna opcja byłaby wtedy, gdyby ci ostatni byli zmuszeni konsekwencje swoich pomysłów ponosić i zmagać się z ich skutkami ubocznymi. Być może wówczas, gdy sami odczuliby np. brak miejsca parkingowego zamienionego na stojak rowerowy, w przyszłości z większą odpowiedzialnością społeczną i troską o innych formułowaliby nowe koncepcje i oddawali swój głos.

Tekst publikujemy dzięki uprzejmości redakcji magazyny Raport ESG.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google. Dołącz do nas i śledź portal Przegladpraski.pl codziennie na Facebook/Przegladpraski

Barbara Domańska
Barbara Domańska
Politolog i urbanista, ekspertka w dziedzinie planowania przestrzennego, budżetu obywatelskiego i inicjatywy lokalnej. Wieloletni pracownik samorządowy, radna dzielnicy Praga-Północ ze stowarzyszenia Kocham Pragę.

Wiadomości

Wiadomości lokalne