Mój wiekowy przyjaciel powiedział niedawno, że Azja zaczyna się na Pradze. Oburzyłem się, bo przecież nie mieszkam w Azji. Dla pewności sprawdziłem w atlasie: Praga leży w Europie środkowej. Powiedziałem przyjacielowi, że się myli, a on machnął ręka mamrocząc: Wiem, co mówię!
Może miał na myśli stare wietnamskie miasteczko handlowe przy Stadionie? To, że ściągają do nas narody Azji, nie znaczy, że stajemy się Azją. Azja jest w Azji, a my w Europie i nie zmienią tego przybysze ze wschodu. Może tylko z Pragi bliżej do Azji, niż np. z Ursynowa. Owszem, rzeka dzieli miasto, ale nie do tego stopnia, żeby jeden brzeg był w Azji, a drugi w Europie. Zgoda, że są różnice. Inne doświadczenia historyczne ma Praga, inne lewobrzeżna Warszawa. W czasie ostatniej wojny prawobrzeżne miasto ocalało, lewobrzeżne legło w gruzach. Lewy brzeg był bardziej ceniony od prawego. Tam są najważniejsze urzędy, tam rezydował król, a teraz prezydent. Gdy na lewym brzegu wznoszono murowane kamienice, na Pradze drewniane. Praga traktowana była jak przedpole, mur obronny Warszawy.
Zbulwersowany podejrzeniem, że mieszkam w Azji, udałem się na rekonesans. Owszem, sporo na ulicach rosyjskojęzycznych handlarzy, ale nie wszyscy zza Buga to Azjaci. Wsiadłem w tramwaj i pojechałem na lewa stronę miasta. Co widzę? Tacy sami ludzie jak na Pradze. Zobaczyłem Wietnamczyków, widziałem kilka śniadych pań, podsłuchałem rozmowę cudzoziemców: gadali szybko i nie po europejsku. Na Dworcu Centralnym był wysyp Chińczyków. Potwornie zmachany wędrówką po Śródmieściu padłem jak nieżywy na ławkę w Parku Praskim. Europa, Europa! Dziewczyny jak modelki, rasowe psy na trawnikach, dzieci na rowerach z bajerami. Może tylko marnie wyglądali starcy, ale oni marnie prezentują się po lewej i po prawej stronie Wisły.
Gdy wróciłem do domu, zadzwoniłem do przyjaciela i powiedziałem, że teraz Azja jest wszędzie, a najwięcej jej za oceanem, głownie na uczelniach Stanów Zjednoczonych, i nikt tam nie mówi, ze Ameryka leży w Azji.
Zdzisław Kot