Jak ustalił przegladpraski.pl: strażnicy miejscy oskarżeni o pobicie i uprowadzenie mieszkańca Białołęki byli pracownikami komendy straży przy ul. Młota na Pradze-Północ.
Do zdarzenia doszło w poniedziałek po godz. 1 na Białołęce. Mieszkaniec, Paweł Surgiel, zwrócił uwagę strażnikom, że zajęli trzy miejsca parkingowe. – Strażnik miejski odpowiedział, że jestem pijany i żebym się odpie… – tłumaczy w rozmowie z portalem metrowarszawa.gazeta.pl
Mężczyzna zaczął nagrywać zajście telefonem. To nie spodobało się strażnikom, którzy według jego relacji zaczęli kopać go po twarzy i wykręcać ręce. Następnie wywieźli go do pobliskiego lasu, w którym grozili mu śmiercią. Mężczyzna zaczął symulować atak astmy. – Wystraszyli się, odstawili mnie pod blok, wypuścili, powiedzieli, że jeśli komukolwiek o tej sytuacji opowiem, to czeka mnie las i pojechali – powiedział Surgiel.
Poszkodowany zgłosił sprawę policji. Prokuratura zdecydowała o zatrzymaniu strażników. – Zostali oni dyscyplinarnie zwolnieni z pracy – powiedział naszemu portalowi Monika Niżniak, rzeczniczka straży miejskiej.
Zdarzenie rzuca cień na działalność praskich strażników. W październikowy wydaniu Przeglądu Praskiego w artykule Straż miejska jak koń trojański opisywaliśmy sytuację, gdy jeden z mieszkańców dokumentował aparatem interwencję przy ul. Darwina. – Po co robisz te zdjęcia pajacu – w ten sposób zareagowały miejskie strażniczki. – A masz, to ja też ci zrobię – dodała zaraz strażniczka [nr. boczny radiowozu do wiad. red.]
W ostatnich miesiącach straż wyjątkowo często karała mandatami mieszkańców Nowej Pragi. Wystarczyło kilkadziesiąt centymetrów różnicy, np. jeśli chodzi o odległość zaparkowanego samochodu od podwójnej linii, aby odholować auto, a kierowcę obciążyć kosztami. Sami strażnicy parkowali jednak radiowozy i prywatne samochody nie zważając na przepisy, blokując w ten sposób miejsca parkingowe mieszkańcom. Ci nie pozostali jednak dłużni i dokumentowali łamanie prawa przez strażników. Szczęśliwie nie natknęli się na podejrzanych…