Szczury opanowały miasto. Nie te korporacyjne, lecz prawdziwe, wszędobylskie, rozlokowane licznie w piwnicach, altanach śmietnikowych, a niekiedy nawet w mieszkaniach.
Szczurza inwazja stanowi problem, który narasta z roku na rok. Trzeba tu jasno powiedzieć, dotyczy on nie tylko Pragi. Z plagą tych gryzoni zmaga się cała Warszawa. Nawet najbardziej reprezentacyjne miejsca stolicy mają swoich nieproszonych lokatorów. Jakiś czas temu media opublikowały zdjęcia szczurów pracowicie oczyszczających z resztek pożywienia teren wokół tzw. patelni, czyli wejścia do metra przy ul. Marszałkowskiej.
Do tej pory wygoniono szczury z 50 budynków
To pożywienie nie spadło z nieba, zostało porzucone przez ludzi, którzy potem dziwią się: „Skąd te szczury?”.
Osobiście niedawno stanęłam oko w oko z gromadką szczurów, dobrze odżywionych i absolutnie niezestresowanych obecnością człowieka, przy opracowywaniu zupełnie innego tematu. Nie samo spotkanie było jednak największym zaskoczeniem. Najbardziej zadziwiło mnie to, że nikt z mieszkańców nie zgłosił problemu odpowiednim służbom. A przecież wystarczy telefon do administracji czy urzędu.
Urząd Dzielnicy Praga-Północ walkę z gryzoniami prowadzi od dawna. W czerwcu opracowano plan kompleksowej deratyzacji praskich kamienic. Do tej pory akcję odszczurzania przeprowadzono w ponad 50 budynkach przy ulicach: Kępnej, Brzeskiej, Szwedzkiej, Siedleckiej, Tarchomińskiej, Mackiewicza i Zachariasza. Jak zapewnia urząd, to nie koniec działań, deratyzacja i dezynsekcja są przeprowadzane sukcesywnie w następnych budynkach. Całą akcję prowadzi ZGN i to tam najlepiej zgłaszać kolejne miejsca. Oprócz tego została przygotowana kampania informacyjna – na klatkach schodowych zostały wywieszone plakaty z apelem o stosowanie się do zasad mających ograniczyć szczurzą aktywność. To jest najważniejszy punkt walki z plagą. Trzeba pamiętać, że szczury to najinteligentniejsze ze zwierząt. Tępione od tysięcy lat, wykształciły w sobie zaawansowane mechanizmy unikania niebezpieczeństw. Kto oglądał film dokumentalny „Szczurołap”, ten to wie. Nie tak łatwo pozbyć się tych gryzoni. Proste metody, takie jak deratyzacja, mogą zadziałać na krótką chwilę, jednak nie rozwiążą problemu. Szczury wrócą tam, gdzie jest dużo pożywienia. A tego w mieście jest pod dostatkiem. Wyrzucamy codziennie tony jedzenia, z czego skwapliwie korzystają nie tylko szczury, lecz także lisy, dziki i inne dzikie zwierzęta coraz odważniej buszujące po mieście. Stąd apel do mieszkańców – dbajmy o porządek, nie rozrzucajmy resztek pożywienia. Do tego apelu dodałabym jeszcze jeden punkt – dbajmy o koty wolno żyjące.
Dawniej koty mieszkały w piwnicach wielu domów. Były dokarmiane, miały otwierane okienka. Transakcja była wiązana: były koty, nie było szczurów. Potwierdza to pani doktor z kliniki weterynaryjnej Kanvet przy ul. Igańskiej, która od wielu lat zna wszystkie bezdomne koty w okolicy. Jak mówi, teraz została ich tylko garstka. Ludzie je tępią, pozbawiając się w ten sposób najlepszego, naturalnego sprzymierzeńca w walce ze szczurami. Wykorzystajmy ten oręż w tej nierównej walce.
Barbara Domańska