Jutro wieczorem w Łodzi drużyna warszawskiej Legii zmierzy się z Widzewem. Nikogo nie trzeba przekonywać, że na Pradze wszyscy kibicują wojskowym. Warto jednak przypomnieć, że właśnie w Łodzi, ponad dwadzieścia lat temu, po raz pierwszy zadebiutowała legijna flaga naszej dzielnicy.
Warszawska Praga na zawsze z Legią Warszawa – to oficjalne hasło kibiców z Pragi. W 2000 roku powstała pierwsza flaga „Praga”. Została uszyta w jednym z zakładów na warszawskiej Woli. Jej debiut przypadł na wyjazdowy mecz z Widzewem Łódź, 15 kwietnia 2000 roku.
Byliśmy w Doniecku i w Moskwie
Flaga wielokrotnie pojawiała się na starej „Żylecie”, jednak częściej było ją widać na wyjazdach, m.in. w Krakowie, Poznaniu czy Szczecinie. „Praga” towarzyszyła także drużynie na europejskich szlakach m.in. Utrecht (Holandia), Skopie (Macedonia), Gelsenkirchen (Niemcy), Donieck (Ukraina) i Moskwa (Rosja).
Warto też napisać, że w tym samym czasie na starym stadionie przy ul. Łazienkowskiej na trybunie krytej wisiała mała flaga „Szmulki”.
Debiut flagi „Praga” na Widzewie
To był mój pierwszy wyjazd. Pamiętam, że bilet na Widzew kupiłem zupełnie w ciemno, nie mając żadnej pewności, czy dam radę pojechać. Rzecz jasna nie powiedziałem nic rodzicom, bo odpowiedź byłaby jedna (- nigdzie nie pojedziesz). A przecież jechać musiałem.
Na szczęście złożyło się tak, że ojciec wyjechał w delegację, a z mamą zawsze rozmowy były prostsze. I tak, na dwie godziny przed wyjściem, udało mi się wszystkich przekonać, że jadę na wielką urodzinową imprezę do koleżanki na Tarchomin. Delikatnie wyniosłem z domu flagę dzielnicy i szal, i razem z ekipą ukrytą za blokiem ruszyłem na Dworzec Wschodni. Pociąg specjalny nie gwarantował żadnych pozasportowych atrakcji. Nawet dobrze, bo obiecałem, że będę punktualnie w domu. Przede mną przecież były kolejne wyprawy za Legią!
Pamiętam, że w pociągu po ciężkich przepychankach udało nam się zająć miejsca przy oknie, tylko po to, żeby po chwili je opuścić. Niefortunnie znaleźliśmy się w przedziałach starszyzny.
W Łodzi z peronu odbiera nas policja i prowadzi na stadion Widzewa. Jest nas ponad 1000 osób. Zaraz po wejściu wieszamy naszą flagę. Pierwszy raz pokazujemy całemu kibicowskiemu światu, że na Pradze jest Legia!
Na sektorze panuje ogromny ścisk. Praktycznie nie ma się gdzie ruszyć. Na domiar złego, co chwilę w naszą stronę lecą kamienie. Z minuty na minutę coraz więcej, aż w końcu jesteśmy konkretnie kamieniowani. Policja nie reaguje, a w naszych szeregach jest coraz więcej rannych. Nikt już nie ogląda meczu tylko wypatruje i stara się unikać latających kamieni. Przestaliśmy je już nawet odrzucać. Ściśnięci nie mamy szans, w odróżnieniu od widzewiaków, którzy mogą biegać po swoich sektorach.
Chwila nieuwagi z mojej strony i dostaje w kark… a zaraz potem w udo! Kolejny kamień uderza w aparat! Prosto w obiektyw! Następny znów uderza w aparat, tym razem w jego tylną część, co powoduje otworzenie się klapki od kliszy. W dawnych czasach aparatów analogowych otwarcie klapki powodowało, że klisza się prześwietlała i szlag trafiał większość zdjęć. Tak też się stało w tym przypadku…
Pod koniec meczu gospodarze robią jeszcze podejście pod nasze flagi, atakując sektor już nie kamieniami, ale w tradycyjne sposób. Na naszym sektorze dochodzi do przepychanki z policją, która stara się uniemożliwić konfrontacje kibiców.
Powrót do domu był spokojny. Tylko musiałem się tłumaczyć, po co mi była flaga i szalik, skoro byłem u koleżanki.
Z dziennikarskiego obowiązku podajemy, że mecz skończył się wynikiem 3:2 dla Widzewa. Bramki dla Legii strzelili Sylwester Czereszewski i Marcin Mięciel.