Często wspominam spacery z Mają, moim pierwszym malamutem. Plac Hallera, Dąbrowszczaków, Namysłowska, Brechta, Szwedzka, park Praski, Jagiellońska – to nasza stała trasa spacerowa. Co kilka dni obchodziłyśmy zoo, zaglądając nad brzeg Wisły. Wędrówki były nawykiem z harcerstwa, do którego uczęszczałam kilkanaście lat w szkole podstawowej przy ul. Brechta. Kiedy nie nosiłam już munduru, malamut był moim wytrwałym kompanem.
Stadion X-lecia, który w tamtych czasach kojarzył się wszystkim z handlem „wschodnim”, dla nas był początkiem przygody życia, bo właśnie tam pierwszy raz zobaczyliśmy dużego psa podobnego do wilka. Był to właśnie alaskan malamute. Już wieczorem tego samego dnia na pl. Leńskiego 9 zamieszkał z nami mały czarno-biały szczeniak.
Pojawienie się tej rasy w naszej rodzinie kompletnie zmieniło nasz styl życia. Każdy weekend spędzaliśmy z psem w lesie, na treningach, poznając ludzi z ogromną pasją zaprzęgową. Po przeprowadzce na Szmulki zamieszkały znami kolejne dwa malamuty. Moja trasa spacerowa wydłużyła się do „obwodnicy” na Targówku.
Poza treningami zaprzęgowymi razem z malamutami zaczęliśmy odwiedzać dzieci w Ognisku Wychowawczym przyul. Środkowej. Tam również rozpoczęliśmy współpracę – już jako Fundacja Alaska z Pedagogami Ulicznymi GPAS, organizując czas dla dzieci i młodzieży z rodzin dysfunkcyjnych. Dzieci, które na co dzień nie radziły sobie z problemami w szkole, w rodzinie, na ulicy, zabieraliśmy na treningi i zawody. Pomagaliśmy im uwierzyć w siebie, swoje marzenia, podnieść własną wartość i czuć się potrzebnymi. Mogły opiekować się naszymi malamutami, ale również czerpać od nich siłę i tworzyć więzi. Psy pomagały im oderwać się od codziennych problemów. Przez kilka miesięcy prowadziliśmy świetlicę przy ul. Małej, do której przychodziło nawet 30 dzieci. Dzieciom pomagaliśmy odrabiać lekcje, robiliśmy wspólnie zakupy w sklepie na rogu i razem szykowaliśmy pyszne kanapki.
Ogromnym wyzwanie i sukcesem było zorganizowanie przez nas kilku pikników rodzinnych w parku Praskim. Zapraszaliśmy znanych aktorów, tancerzy, mistrza świata w psich zaprzęgach, kapele i organizowaliśmy słynny konkurs Miss Kundelka, w którym brało udział mnóstwo ślicznych praskich piesków, a w jury zasiadały takie gwiazdy jak Małgorzata Socha, Piotr Machalica, Kazimierz Kaczor i cudowny Stanisław Tym – wielbiciel i właściciel kilkunastu przygarniętych psich bied. Organizowaliśmy wystawy zdjęć Praskich Kundelków. I oczywiście zawsze w tych działaniach towarzyszyły nam malamuty.
Do dziś bardzo chętnie bierzemy udział w różnych inicjatywach. Pragniemy pokazywać nasze psy, dzielić się pasją przede wszystkim przynosić radość innym, a nasze psy są w tym mistrzami. Nic tak nie rozweseli nieśmiałego dziecka lub starszej samotnej osoby jak właśnie przyjazny, uśmiechnięty pies.
Obecnie mamy kilkanaście malamutów i z dumą prezentujemy naszą hodowlę „Z Klanu Wydry”. Hodowlę „szytą na miarę miłości” – jak opisała nas w swojej książce Magdalena Rorbach. Hodowlę, która narodziła się na Pradze i której wszelkie zakątki zwiedzały nasze pierwsze malamuty. I choć dziś nasze stado mieszka poza Warszawą, to zabieram je często na moje stare praskie trasy, bo… to właśnie tutaj się wszystko zaczęło, a dzięki tym spacerom przywiązanie do naszej Pragi trwa nadal.
Elżbieta Wydra